“Midnight with the Devil” to pierwsza duża główna rola Davida. I dał z siebie wszystko. Wreszcie jego talent aktorski mógł się rozegrać, wypełnić ekranową przestrzeń. Prawdopodobnie zawsze był dobry, ale dopiero teraz wszyscy to dostrzegli.
Po drugie, wysokiej jakości mockumentary. W jakiś niewytłumaczalny sposób widz lubi być oszukiwany dwa razy – kino to fikcja. A tu film, który udaje dokument – czyż to nie cudo?
Jest jeszcze jedna nieoczekiwana zaleta tego filmu – nie jest straszny. Jest przerażający, niepokojący, niepokojący, niepokojący, ale w ogólnym sensie wcale nie jest przerażający. Co jest w nim takiego dobrego? Wytrawnego fana horroru nie przestraszy, ale i tak ucieszy eleganckimi nawiązaniami do klasyki. A neofita będzie zadowolony, że nie musi zasłaniać oczu rękami na ostrych scrimach – ich tu nie ma, nie są potrzebne.